niedziela, 13 września 2015

#Strange Magic - 1


Przychodzę do Was dzisiaj z recenzją bajki, która ostatnimi czasy wygrała moje serce. Panie i Panowie oto Strange Magic!

Gatunki filmowe: animowany, musical, rodzinny, fantastyczny.
Rok produkcji: 2015
Czas trwania: 99 minut.
Produkcja: Lucasfilm



Fabuła:
Główna rola kobieca przypadła w udziale Marianne, która zdaje się nie do końca jej pragnąć. Na początku filmu jawi nam się jako względnie słaba i kochliwa dziewczyna, która a nóż widelec akurat jest spadkobierczynią tronu wielkiego królestwa. Spokojnie, królewskiemu ojcu do grobu się na razie nie spieszy, choć na jego siwej już brodzie pewnie pojawiły się kolejne, jeszcze bledsze włosy, gdy śledził poczynania swych obu córek. I w sumie to nie mogę zdecydować, która z nich zachowywała się gorzej, co podsumowuje tekst mężczyzny, że „wolałby mieć synów”. 

Marianne jest wysoką, piękną, szczupłą, a także ceniącą naturalność wróżką. Czyli posiada wszystkie cechy idealnej księżczniki. Jest nierozważna, choć to głównie ze względu na fakt, że zakochała się po uszy w Rolandzie – blond pięknisiu, który chwali się swym mieczem, gdy tylko ma ku temu okazję. Od początku widać zgrzyty – charakter Marianne jakoś nie pasuje nam do ucieleśnienia niewinności i skrajnej głupoty tworzącej zakochany stan. Ale to się szybko zmieni.

Świat przedstawiony poznajemy w dniu ślubu Marianne, który akurat wypada przypadkiem w dzień większego święta – balu, na który niektórzy przygotowywali się już od dawna,  tworząc zawiłe teorie spiskowe.

Marianne zrobiła dla swojego ukochanego butonierkę. Dość ohydną, więc przed wręczeniem tego zbitku liści uratowały ją pomniejsze wróżki i siostra, dając jej naprawdę piękną w zamian. Oczywiście, dziewczyna od razu rozłożyła swe piękne skrzydła i co tchu poleciała do Rolanda, którego znalazła zbyt szybko biorąc pod uwagę wielkość królestwa. Cóż, podobno zakochanych łączy jakaś szczególna nić, ale żeby po nitce do kłębka to chyba jednak coś poszło nie tak. Problem w tym, że nie znalazła samego Rolanda. No i ze ślubu nici, a serce małej Marianne zostało bezpowrotnie strzaskane, choć koniec końców na dobre jej to wyszło. Nastąpiła jedna z lepszych transformacji w animowanym świecie, całkowicie pozbawiona specjalnego tła i magii, a wykorzystująca jedynie wróżki, bardziej wojowniczy i wygodniejszy strój niż suknia ślubna, miecz, jako oczywisty dodatek i perfekcyjnie zrobiony w sekundę makijaż. Do diabła z naturalnością. Niech chłopak zobaczy, co stracił.

Roland oczywiście próbuje dalej. Nie może odpuścić ślubu z Marianne z o wiele ważniejszych powodów niż jego czysta miłość do niej. Dlatego razem ze swoją obstawą zjawia się na Balu, gdzie czeka go nic jak tylko upokorzenie i rozczarowanie. Ale również plan.

Gdzieś w międzyczasie przefruwa nam młodsza siostra Marianne – Dawn, będąca idealnym przykładem kochliwej nastolatki. Jest zawsze tam, gdzie są przystojni mężczyźni, czyli patrząc przez pryzmat tego filmu, praktycznie wszędzie. Ale w tym tłumie kręci się też jej najlepszy przyjaciel, który zdecydowanie pragnie od życia czegoś więcej.

To Dawn jest tą z sióstr, którą uważa się za bardziej lekkomyślną, płytką i podejmującą nagłe, błahe decyzje i nie potrafiącą sobie poradzić z konsekwencjami.

Sunny popełnia więc najgorszy możliwy błąd – powierza swoje zaufanie Rolandowi i kradnąc płatek pierwiosnka, wślizguje się do pobliskiej krainy pełnej mroku, zła i goblinów tylko dlatego, że w jej sercu znajduje się pałac Króla, w którym to przetrzymywana jest jedna z wróżek – Sugar Plum. A tak się składa, że ona jedyna potrafi z pierwiosnka wyczarować eliksir miłosny, który małemu Sunny’emu jest niezwykle potrzebny.
 




O włamaniu Sunny’ego szybko dowiaduje się Król Bog. Nie grzeszący przystojnością, mający złamane serce i nienawidzący Sugar Plum i miłosnego eliksiru równie mocno, co swojej matki, która ciągle przedstawia mu nowe kobiety pochodzące z jego królestwa, które to miałyby wypełnić lukę w jego sercu. Griselda nie przestaje w poszukiwaniach, wierząc, że jeśli tylko jej syn odnajdzie szczęście, zniesie „zakaz miłości”, który został królestwu narzucony. Widać niewielki błąd w jej logice, bowiem Bog nie zakazał miłości samej w sobie. Zakazał produkcji miłosnego eliksiru, który jego zdaniem i zgodnie z jego doświadczeniem przynosi więcej nieszczęścia niż szczęścia. A jako iż eliksir stworzyć można jedynie z płatków  pierwiosnka to regularnie wysyła swoje gobliny by ścinały te piękne, rosnące na granicy dwóch królestw rośliny. Choć koniec końców trzeba przyznać też, że Bog kocha swoją matkę.

Razem z niewielkim oddziałem goblinów przekraczają granicę i dokonują zamachu na królewską rodzinę. Dawn zostaje w niefortunnym momencie obsypana miksturą, którą zdobył Sunny. Ów niefortunny moment to jej porwanie, ale kto by się przejmował. Roland chowa się w krzakach, Marianne pokazuje siłę swojego prawego sierpowego, a Sunny traci miksturę, którą wykrada mu podstępne, chcące szerzyć miłość stworzenie.
Jednym słowem, wszystko idzie nie tak, jak powinno i prawdziwe kłopoty dopiero nadejdą.
 
Ogółem bajka naprawdę jest urocza. Postacie są tworzone tak by ewidentnie wpisać się w pewien, różny dla każdego, sztampowy schemat. I nawet, gdy to zauważyłam, wciąż z przyjemnością film oglądałam. Mamy tu przecież Rolanda – typowego rycerza z blond lokami i w pięknej zbroi; Boga, który jak przystało na czarny charakter jest wręcz szkaradny w porównaniu z pięknymi i idealnymi wróżkami; Marianne, która wpada w tak wiele schematów, że wymienienie ich wszystkich to niesamowite wyzwanie oraz Dawn, która jest aż zbyt typową blond pięknością, która kocha się we wszystkich.
 


Sama fabuła też jest bardzo naciągana. I nie chodzi mi tu tylko o związki, które pojawiają się na końcu filmu. Braki fabularne są najbardziej widoczne w kilku momentach, gdy człowiekowi ciśnie się na usta pytanie „Jak, do cholery?”, łącząc się z całkowitym załamaniem nad wyborami postaci, które delikatnie mówiąc, czasami są idiotyczne i w prawdziwym świecie nie miałyby miejsca, bo nikt nie jest aż tak naiwny.

Dlatego za fabułę Strange Magic dostanie ode mnie tylko 4/10. Jest zbyt sztampowe i przewidywalne, choć, co podkreślam po raz któryś, pozostaje przy tym niesamowicie urocze.



Gra aktorska:
W wypadku filmu animowanego także można o niej mówić. Śmiem nawet twierdzić, że jest to jeszcze trudniejsza rola niż w przypadku zwykłego filmu aktorskiego. Głównie dlatego, że nie zdołamy zobaczyć aktorów, więc wszystkie emocje musza przekazać nam tylko za pomocą swego głosu, co udaje im się w sposób niesamowity.

Król Bog – Alan Cumming (znany z: „GoldenEye” 1995; „Mali Agenci” 2001; „X-men 2”2003;
                                           „Żona idealna” 2009)
Marianne – Evan Rachel Wood (znana z: ”Zapaśnik” 2008; „Idy marcowe” 2011)
Sunny – Elijah Kelley (znany z: „Wytańczyć marzenia” 2006; „Lakier do włosów” 2007; „Kamerdyner”
                                            2013)
Dawn – Meredith Anne Bull (znana z: „Harold” 2008; “Good intentions” 2011)
Roland – Sam Palladio (znany z: „Nashville” 2012; „Ślepy traf” 2013)
Wróżka Sugar Plum – Cristin Chenoweth I (znana z: „Czarownica” 2005; „Różowa pantera” 2006; 
                                            „Rio 2" 2014)
Griselda – Maya Rudolph (znana z: „Druhny” 2011; „Wielka szóstka” 2014)

Za podłożenie głosu wszystkie te osoby powinny dostać specjalne nagrody, bo idealnie wpasowali się w charaktery swoich postaci i sprawili, że ta bajka była jeszcze bardziej magiczna.

Dlatego za grę aktorską (w szerokim rozumieniu tego pojęcia) 5/5.


Animacja
Animacja została dopracowana na najwyższym poziomie. Wszystko, począwszy od tła, kończąc na mimice zostało zrobione z największą dokładnością i zapewne przy użyciu najnowszych programów. Jedyne, czego mogłabym się czepiać to małe różnicowanie postaci. Z jednej strony rozumiem, że stworzenie takiego filmu to nie małe wyzwanie, ale z drugiej strony tylko główni bohaterowie byli charakterystyczni. Reszta wyglądała dosłownie identycznie.

Dlatego za animację 4/5


Muzyka
Twórcy wpadli na genialny pomysł żeby wykorzystać kultowe przeboje znane wszystkim. A raczej świetnie wykonane covery tych przebojów, bo aktorzy naprawdę popisali się niezłym wokalem, niekiedy nawet lepszym niż oryginał.

1)      Can’t help falling in love
Napisana przez: Hugo Perettiego, Luigiego Creatore i George’a Davida Weissa.
Wykonana prze: Marianne i Rolanda.
2)      Crazy in love
Napisana przez: Richarda Christophera Harrisona, Jaya Z, Beyoncé Knowles i Eugene Recorda.
Wykonana przez: Marianne, Rolanda, z niewielką wstawką Dawn.
3)      I’ll never fall in love again
Napisana przez: Burta Bacharacha i Hala Davida.
Wykonana przez: Marianne.
4)      I wanna dance with somebody
Napisana przez: George’a Merrilla i Shannon Rubicam.
Wykonana przez: Dawn.
5)      C’mon Marianne
Napisana przez: L. Russella Browna i Raymonda Bloodwortha.
Wykonana przez: Rolanda.
6)      Stronger (What Doesn't Kill You)
Napisana przez: Jörgena Elofssona, Davida Gamsona, Grega Kurstina i Ali Tamposi.
Wykonana przez: Marianne.
7)      Mistreated.
Napisana przez: Ritchiego Blackmore’a i Davida Coverdale’a.
Wykonana przez: Boga.
8)      I can’t help myself
Napisana przez: Briana Hollanda, Lamonta Doziera i Eddie Holland.
Wykonana przez: Marianne, Dawn.
9)      Straight on
Napisana przez: Sue Ennis, Nancy Wilson i Ann Wilson.
Wykonana przez: Marianne I Boga.
10)  Wild Thing
       Napisana przez: Chipa Taylora.
       Wykonana przez Marianne i Boga.

Oczywiście, to tylko moje ulubione dziesięć piosenek. Pełną listę znajdziecie na IMDB albo stronach tego pokroju.

Za muzykę, z ręką na sercu – 6/6


Ujęcia
Trzeba także wspomnieć o boskich ujęciach. Twórcy doskonale wiedzieli, kiedy do sceny pasuje przybliżenie, a kiedy oddalenie. Ujęcia wpasowują się idealnie w cały film i są przygotowane z rozmysłem i logicznie.
Dlatego dostają 4/4

 


Ciekawostki:
Film podobno był inspirowany między innymi na „Śnie nocy letniej” Williama Shakeaspeara oraz bajce „Piękna
i bestia”.



Podsumowanie:

Film jest naprawdę błahy jeśli chodzi o fabułę, wydarzenia następujące po sobie zdają się niekiedy nielogiczne, a bohaterowie ewidentnie cierpią na częściową amnezję i zapominają wszystko, co złe, a co kiedyś się wydarzyło. A jednak mordka cieszyła mi się przez cały czas oglądania. I za pierwszym razem, i za czwartym. Dlatego szczerze polecam ten film, bo pasuje idealnie do rodzinnego obiadu albo miłego popołudnia w gronie rodziny.

Warto też zaznaczyć, że niektóre odzywki bohaterów są po prostu przepiękne w swojej złodupczości i budzą śmiech wśród widzów.

Ogólna ocena: 23/30

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz